Tuning Party
w Hradec Kralove zawsze odbywał się co roku pod koniec czerwca i tak było tym
razem. Pojechałem tam już trzeci raz z rzędu, bo impreza jest niesamowita i
naprawdę szkoda było ją przegapić. Spodziewając się w sobotę gigantycznej
kolejki wjazdowej, wyjechałem z Wrocławia już w piątek popołudniu. Na
trasie był średni ruch, także jechało się znośnie. Dystans około 160
kilometrów przejechałem spokojnie w trochę ponad trzy godziny i po małych
zakupach w czeskim supermarkecie oraz odstaniu w i tak już długiej kolejce
przed bramą zlotu, o godzinie 21 byłem na płycie lotniska. Jak na piątkowy
wieczór, a zlot oficjalnie był w sobotę, było bardzo dużo samochodów. Na
tyle dużo, że nie mogłem w tym gąszczu znaleźć nikogo znajomego. W końcu,
po ponad 40 minutach kręcenia się wśród stroboskopowych lamp, znalazłem jakąś
wrocławską ekipę, która dopilotowała mnie „wrocławskiego” obozowiska.
Rozstawiłem namiot i z piwem w jednej ręce a z aparatem w drugiej poszedłem
na obchód rozległego terenu. Z niemal co drugiego samochodu dobiegała głośna
muzyka, błyskały stroboskopy i mrugały kolorowe neony. Wszędzie kręciła się
masa ludzi. Jednym słowem duża impreza. Na scenie jacyś DJe grali moje
klimaty (house i drum’n’bass), także było milutko, ale zmęczony podróżą
dosyć szybko położyłem się spać.
Sobotni ranek
zaczął się dla mnie o godzinie 6, kiedy to obudziły mnie hałasy przebijające
się przez cieniutkie ścianki namiotu. Zlot zaczął się na dobre. Po śniadaniu
ruszyłem na pierwszy obchód. Samochodów przybywało z minuty na minutę,
atmosfera robiła się coraz gorętsza a i słońce przyjemnie dawało się we
znaki. Po dosłownie kilku godzinach wędrówki wróciłem do namiotu, gdzie
jeszcze chwilę podrzemałem.
Około południa
zaczęły się wyścigi na ¼ mili, ale mnie to jakoś nie bawiło, co to
za sztuka jeździć po prostej drodze. Wolałbym jakiś skomplikowany slalom. Później,
tak jak rok temu, odbył się pokaz quada z silnikiem odrzutowym – hałaśliwa
maszynka! Dzień szybko zleciał na oglądaniu naprawdę świetnie zrobionych
fur a wieczorem po jeszcze jednym pokazie tego odrzutowego potwora organizatorzy
wystrzelili salwę sztucznych ogni.
Po kolacji
ruszyłem pod scenę ze smętnym zamiarem popatrzenia tylko co się tam dzieje i
jak się później okazało, spóźniłem się na streaptease, ale nic
straconego. Kilkanaście minut później prowadzącemu imprezę udało się
jakimś cudem wyciągnąć na scenę kilka dziewczyn z widowni, które po krótkiej
rozgrzewce i krzykach tłumu gapiów ściągnęły koszulki. Niestety na tym się
skończyło. Chwilę później znalazła się jeszcze jedna chętna,
zdecydowanie bardziej odważna. Rozebrała do naga dwóch facetów i tak przez
chwilę biegali po scenie, aż któryś z „kibiców”, dosłownie metr ode
mnie, padł na ziemię. Przerwali imprezę i wezwali służbę medyczną. Po
kilkunastu minutach facet stał już na nogach, co publiczność uczciła
wiwatami i oklaskami. Głośna muzyka znowu uderzyła z głośników. Tym razem
odważna dziewczyna została rozebrana do naga, a wszystko skończyło się tym,
że na scenie tą nagą laskę otoczyło pięciu całkiem gołych facetów.
Rozumiem, ze można się fajnie bawić, ale to już było trochę niesmaczne.
Przynajmniej dla mnie. Może inaczej by to wyglądało, gdyby role się zamieniły
– gdyby było 5 nagich kobiet ;) Do namiotu poszedłem około 4 rano, kiedy to
już jasno zaczynało się robić.
Kiedy obudziłem
się przed 7 rano, muzyka jeszcze grała. Ostre i szybkie bity drum’n’bassu,
mimo rozbicia namiotu w odległości ponad 500 m od sceny, nieźle dawały po
uszach. Nie wiem, czy ludzie mieszkający bliżej głośników choć na chwile
zmrużyli oczy tej nocy. Po porannej toalecie w polowej łazience, która składała
się z ośmiu kranów (co nawiasem mówiąc było śmieszną ilością jak na
taką masę ludzi – ale co dziwne, wcale nie było przy niej tłoku) ruszyłem
na ostatni już obchód. Wszędzie walały się sterty śmieci – nic dziwnego
– nigdzie nie było śmietników. Samochody stały zakurzone i przykryte
poranną rosą. Porobiłem jeszcze kilka zdjęć i bateria mojego aparatu odmówiła
posłuszeństwa, także czas było wracać do domu. Po drodze z lotniska do
centrum Hradca minąłem dwa patrole policyjne - „trzepali” akurat jakichś
biedaków. Powolutku potoczyłem się w stronę ojczyzny..
Kolejne
Tuning Party zakończyło się. Osobiście uważam zlot za bardzo udany, z każdym
rokiem jest coraz lepiej. Do jedynych minusów zaliczę tylko w/w łazienkę
oraz zachowanie się niektórych, niestety, polaków. Np. grupka kompletnie
pijanych rodaków chodziła, właściwie człapała, krzycząc z całych sił
„polska biało-czerwoni”, co wyglądało totalnie żałośnie i z pewnością
nie poprawiało wizerunku polski. Trochę kultury panowie! Jeżeli chodzi o
konfrontację Polska – Czechy to zarówno w kwestii tuningowej, jak i
kulturalnej, jesteśmy, mimo pozorów, daleko za Czechami :( Może za rok będzie
lepiej... Zapraszam! Warto!